Kwitnie bez, dni są przyjemnie ciepłe, przepełnione jakby większą dawką względnego optymizmu, a po zimowych, sennych nastrojach nie ma już prawie śladu. Tak oto, kochani, wchodzimy w bardziej radosny i słoneczny czas wiosennych dni, ale czy wśród tego przebudzenia znajdzie się czas na czytanie?
Goodbye April!
Hello May!
Patrząc na blogowe posty uświadomiłam sobie, że ostatnio zrobiłam podsumowanie stycznia, a na blogu też nie pokazuję się zbyt często - ot, rzucę sobie niby przypadkiem jakąś swobodną recenzję, co jakiś czas i znikam na kilka dni czy nawet całe tygodnie.
Otóż dużo się ostatnio dzieje - z jednej strony dobrze, z drugiej źle, trochę zamieszania zawodowego, trochę umiarkowanie kontrolowanego chaosu w życiu prywatnym, który muszę jakoś ogarnąć. Typowe obowiązki dnia codziennego z miszmaszem problemów i wachlarzem spraw, z którymi trzeba dojść do ładu.
Okazuje się, że ucierpiał na tym blog, ale mam nadzieję, że wkrótce powróci na niego dawna systematyczność, a nawet i pewna różnorodność tematów, które już dawno planowałam.
Wybór lektur w kwietniu to prawdziwa wybuchowa mieszanka - jest fantastyka, lekki kryminał, poradnik, a nawet książka przyrodnicza. Niech żyje różnorodność! Niech żyje wychodzenie poza ulubione gatunki! Największym zaskoczeniem jest dla mnie książka o... mrówkach, która sprawiła, że na te stworzenia spojrzałam pod innym kątem. Albo raczej z "mrówczej" perspektywy.
Otóż dużo się ostatnio dzieje - z jednej strony dobrze, z drugiej źle, trochę zamieszania zawodowego, trochę umiarkowanie kontrolowanego chaosu w życiu prywatnym, który muszę jakoś ogarnąć. Typowe obowiązki dnia codziennego z miszmaszem problemów i wachlarzem spraw, z którymi trzeba dojść do ładu.
Okazuje się, że ucierpiał na tym blog, ale mam nadzieję, że wkrótce powróci na niego dawna systematyczność, a nawet i pewna różnorodność tematów, które już dawno planowałam.
Wybór lektur w kwietniu to prawdziwa wybuchowa mieszanka - jest fantastyka, lekki kryminał, poradnik, a nawet książka przyrodnicza. Niech żyje różnorodność! Niech żyje wychodzenie poza ulubione gatunki! Największym zaskoczeniem jest dla mnie książka o... mrówkach, która sprawiła, że na te stworzenia spojrzałam pod innym kątem. Albo raczej z "mrówczej" perspektywy.
"Śmierć w Chateau Bremont" L.M. Longworth
Swobodny, lekki i przyjemny, w dodatku, dziejący się we Francji, kryminał, to było coś, co zdecydowanie było mi potrzebne po mrocznych, ciężkich przedstawicielach tego gatunku. Zgrabnie napisana, przesiąknięta smakami Prowansji powieść, podczas której ciężko oprzeć się lampce wina i aromatycznego sera. TUTAJ
"Pierwszy róg" Richard Schwartz
Dawno nie czytałam powieści fantasy, więc cieszę się podwójnie, że miałam okazję przeczytać "Pierwszy Róg" - porywająca i wychodząca nieco poza schemat powieść zapewniła mi mnóstwo rozrywki. TUTAJ
"Elizabeth i jej ogród" Elizabeth von Arnim
Ogród, który jest azylem, spełnieniem marzeń i królestwem kobiety zdominowanej przez konserwatywnego męża i sztywne konwenanse epoki. Kunszt języka, bystry przenikliwy umysł i niezwykła przenikliwość w wykonaniu Elizabeth von Arnim to prawdziwa przyjemność. TUTAJ
"Życie mrówek" Maurice Maeterlinck
Książki przyrodnicze to raczej rzadkość w mojej biblioteczce, ale tak piękne wydanie i cudny, wręcz liryczny styl Maeterlincka zachwyciły mnie bez reszty.
"Wysoko wrażliwe dziecko" Elaine Aron
Gdy pragniesz w życiu zmian, gdy chcesz stać się lepszym człowiekiem to ta książka na pewno bardzo Ci w tym pomoże. Forma kalendarza bardzo uatrakcyjnia ten poradnik, a codzienne zadanie ułatwi proces zmian nie tylko w nas samych, ale także będzie miało wpływ na nasze najbliższe otoczenie. Dobro powraca. O książce napisałam TUTAJ
Nie samymi książkami...
Co w styczniu przykuło jeszcze moją uwagę, oprócz książek?Kino
Trudno w to uwierzyć, w końcu jestem mamą dwóch chłopców, ale do tej pory filmy o superbohaterach czy ekranizacje komiksów były mi raczej obojętne. Mniej więcej kojarzyłam, ale nie śledziłam premier ani też czułam potrzeby oglądania konkretnych tytułów. Trudno jednak było oprzeć się ogromnej ciekawości jaką wzbudził we mnie "Avengers: Infinity War". Spędziliśmy rodzinnie czas na pełnym emocji, wrażeń i rozrywki seansie, i od tego momentu zdecydowanie przepadłamMuzycznie
Najbardziej depresyjny miesiąc w roku musiałam nieco jeszcze bardziej podkreślić przez wybór odpowiednich utworów, a w ostatnich tygodniach zdecydowanie królowała piosenka Pearl Jam "Black", której mogłabym słuchać raz za razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz