"W rytmach charlestona"
Grzegorz Piórkowski
146 stron
Novae Res
2016 r.
RECENZJA
FABUŁA
W przedwojennej Warszawie grupka
młodych dziewczyn trafia na trop afery kryminalnej. Z ich przypuszczeń wynika,
że sławnej aktorce i śpiewaczce, Zuzi Pogorzelskiej, grozi wielkie
niebezpieczeństwo. Artystka ma zostać porwana. Przyjaciółki postanawiają za
wszelką cenę ujawnić spisek i uratować kobietę.
Chociaż książka Grzegorza
Piórkowskiego ma niewielkie rozmiary, ma zaledwie 146 stron, mam z nią niemały
kłopot, z jednej strony niektóre elementy bardzo mi się w niej podobały, z
drugiej zaś jestem trochę zawiedziona. Pomimo tego, że historia ma w sobie cechy
kryminału, powieści sensacyjnej, brakuje jej typowego dla gatunku napięcia, a fabuła nie wciąga czytelnika
w wir wydarzeń.
Głównymi bohaterkami są młode,
warszawskie gimnazjalistki, które podczas wakacji, całkiem przypadkowo,
odkrywają, że ktoś chce porwać Zuzię Pogorzelską, ówczesną gwiazdę polskiego
filmu. Przynajmniej tak podejrzewają, ponieważ ich przypuszczenia opierają się
na strzępkach rozmów dwóch panów, którzy od pewnego czasu obserwują artystkę.
Dziewczyny przypuszczają, że policja nie będzie chciała im uwierzyć, więc
postanawiają na własną rękę odkryć spisek i tak oto rozpoczyna się ich przygoda
jako domorosłych detektywów w spódnicach. Sam koncept jest więc całkiem ciekawy
i przyznam szczerze, ze mnie osobiście opis książki zaintrygował. Podczas
czytania miałam jednak wrażenie, że tak naprawdę nic się w książce nie dzieje.
Akcja, która powinna być bardziej podkręcona i wodzić czytelnika po
warszawskich, przedwojennych uliczkach, jest znikoma i, pomimo krótkiej treści,
rozciągnięta do granic przyzwoitości. A zakończenie można bardzo łatwo
przewidzieć, wysuwając racjonalne wnioski.
To oczywiście odebrało mi sporą
frajdę z czytania. W kryminalnych historiach szuka się właśnie dreszczyku
emocji, wbijających w fotel zwrotów akcji i zaskakujących zakończeń. Sprawa ma
się jednak inaczej, gdy książkę Piórkowskiego potraktuje się raczej jak
książeczkę przygodową z nietypowym tłem historycznym.
Gdy już przebrzmiało echo mojego
zawodu i spojrzałam na historię nieco inaczej to odkryłam, że jest to całkiem
zgrabnie napisana powieść, która ma w sobie urok i klimat. Fabuła dzieje się
przed wybuchem drugiej wojny światowej, w latach trzydziestych ubiegłego wieku.
Kto wie? Może jest to jedno z ostatnich wakacyjnych miesięcy przed tragicznym
wrześniem? Właśnie to widmo nieszczęśliwych wydarzeń, gdzieś kryje się między
stronami tej małej książeczki. Z perspektywy czasu wiemy, co niedługo się
wydarzy i jaki los może spotkać bohaterów tych wydarzeń. Przez to odbiór dzieła
Grzegorza Piórkowskiego nabiera nieco innego sensu i gorzkiego smaku. Wiszące
fatum katastrofy nadaje jej smutku i tęsknoty za czasem, który tak boleśnie
przerwano.
Podoba mi się jak autor
odzwierciedlił realia – tło historyczne wydaje się być dobrze skomponowane i
przekonujące. Występują także osoby, które wtedy żyły, również miejsca, często
w książce wspominane, i w których toczy się akcja, kiedyś istniały lub istnieją
jeszcze do teraz. Piórkowski sam pisze, w kilku zdaniach dołączonych do
powieści, ze niektóre wydarzenia są zapisem rodzinnych wspomnień i anegdot.
Dodatkowym atutem jest także to, że język, jakim posługują się bohaterowie jest
dostosowany do epoki – typowe zwroty, powiedzenia czy młodzieńczy, warszawski
„slang” ułatwiają czytelnikowi rozeznanie się w czasie, znacząco wpływają na
odbiór.
Autor w posłowie napisał, że dalsze
losy bohaterów to inspiracja do kolejnych powieści i mam nadzieję, że tak
będzie. „W rytmach charlestona” może stanowić dobry punkt wyjścia do napisania następnych
historii z tymi samymi bohaterami i jestem ich ogromnie ciekawa. Jeśli więc
nęci Was klimat dwudziestolecia międzywojennego, a zwłaszcza ówczesnej
Warszawy, jak wtedy wyglądało życie towarzyskie i chcecie przeczytać lekką,
niezobowiązującą powieść, w której odnaleźć można smutne echa przeszłości to
sięgnijcie po tę książkę.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję redakcji Sztukater.pl
Bardzo spodobał mi się tytuł tej powieści. I sam pomysł na fabułę. Podejrzewam jednak, że wykonanie nie przypadnie mi do gustu. Mimo wszystko - brawo za pomysł;) I należy liczyć na to, że kolejne książki autora będą coraz lepsze;)
OdpowiedzUsuńTo może być dobry wstęp do kolejnej powieści, czas pokaże :)
UsuńPozdrawiam :)