Lektura szkolna. Zlepek tych dwóch, pozornie niewinnych słów, u niektórych wywołuje nieprzyjemne dreszcze na długo po zakończeniu edukacji. Kojarzą się z przymusem czytania czegoś, co kompletnie nie leży w naszym czytelniczym guście, bądź, co gorsza, przymusem czytania czegokolwiek. Jako uczennica podchodziłam do lektur dość swobodnie, wybierając spośród nich te, które mam ochotę przeczytać. Teraz, jako osoba zupełnie już dorosła, z lekkim uczuciem wstydu przyznaję, że do dzisiaj nie przeczytałam na przykład "Dzieci z Bullerbyn", ale za to "Lalkę" Prusa zdarzyło mi się już kilkakrotnie. To było jednak lata świetlne temu, teraz, jako matka na nowo stykam się z systemem edukacji (brrr...) i staram się wspierać swoich synów w pokonywaniu coraz to nowych, szkolnych obowiązków, do których należy między innymi czytanie lektur.
Nie zamierzam tutaj dyskutować o tytułach, które w kanonie się znalazły, chociaż, swoją drogą, śmiem twierdzić, że póki co (do V klasy podstawówki) nie mam co narzekać. Za nami prawdziwe perełki, które na szczęście trafiają do serc młodych czytelników - "Kajko i Kokosz", "Lew, czarownica i stara szafa" czy "Charlie i fabryka czekolady" to książki, które łatwo polubić.
Lepiej zacząć znacznie wcześniej
Wspólne czytanie
Różne formy czytania
Podział stron
Zachęcająca forma książki
Najpierw książka, a później film
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz