Przeczytanie znakomitej powieści czy też serii to doświadczenie o tyle radosne, co naznaczone nutą melancholii. To nieopisane szczęście obcowania z dobrą literaturą, znakomitym konceptem czy fabułą, która porywa nas już od pierwszych stron, to jarzące się uczucie sympatii, a nawet miłości do głównych bohaterów, nade wszystko zaś przeniesienie się do zupełnie innej rzeczywistości, śnienie na jawie, kiedy to ciałem jesteśmy przecież tu i teraz, a duchem... w zupełnie innym wymiarze.
Każda książka, a zwłaszcza ta najlepsza, ma jednak swój koniec i przychodzi gorzki moment rozstania, pojawia się pytanie zadawane przez każdego miłośnika dobrej literatury: "i co ja mam teraz czytać?"
„Warszawianka"
„Warszawianka. Gdy zgasną światła"
„Warszawianka. Od zmierzchu do świtu"
Ida Żmiejewska
Wydawnictwo Skarpa Warszawska
2019-2021
416 stron
432 strony
" Akcja powieści rozgrywa się w Warszawie, w 1885 roku. Oś intrygi stanowi śledztwo w sprawie śmierci znanego adwokata, którego pewnej listopadowej nocy zamordowano w miejskim burdelu. Sprawę – wraz z sędzią śledczym – prowadzi młody rosyjski policjant, który zaledwie przed kilkoma dniami przyjechał do Warszawy z Petersburga. Policjant podczas wykonywania obowiązków, poznaje córkę zmarłego; mimo początkowej niechęci, między młodymi nawiązuje się nić porozumienia, która z czasem przeradza się w poważne uczucie. Problem tkwi jednak w tym, że panna ma narzeczonego-socjalistę, który czeka w Cytadeli na proces, zaś związki polsko-rosyjskie są w Nadwiślańskim Kraju uznawane niemal za zdradę..."
Moja opinia:
Na "Warszawiankę" trafiłam zupełnie przypadkiem i ogromnie cieszę się, że ta powieść akurat w tym momencie pojawiła się w moim życiu, ponieważ łaskawie oszczędzono mi czekania na premiery kolejnych części. Gdybym przeczytała ją zaraz po wydaniu prawdopodobnie osiwiałabym ze zmartwienia i niecierpliwości. Książkę połknęłam (nie mogę tutaj użyć innego określenia) w dwa dni i płynnie przeszłam do kolejnych części, nie zapoznając się nawet z najkrótszym opisem, ponieważ nie chciałam w najmniejszym stopniu zaspoilerować sobie treści, ani odebrać sobie przyjemności samodzielnego poznawania dalszych losów bohaterów.
Ida Żmiejewska w piękny sposób połączyła przeróżne wątki - znajdziecie tutaj intrygującą sprawę kryminalną, barwny opis historycznych, obyczajowych i politycznych realiów Warszawy z końca XIX w. oraz wątek romantyczny, przyspieszający bicie serca. Czy taka mieszanka ma prawo się nie udać? Owszem, nawet bardzo, ale nie w tym przypadku. Tutaj wszystko jest doskonale wyważone, niczym dozowane aptekarską miarką, nie ma się uczucia niedosytu czy nadmiaru.
Lubię książki, w których bohaterowie, nie tylko ci na pierwszym planie, są wielowymiarowi, mają swoją historię. Łatwiej przez to zrozumieć ich postępowanie, łatwiej także przywiązać się do nich i obdarzyć sympatią. Leontynę, główną bohaterkę, polubiłam już od samego początku, a nie zdarza mi się to często, mam problem z postaciami kobiecymi, które wydają mi się rozkapryszone, niemądre lub zwyczajnie bezbarwne. W tym przypadku Ida Żmiejewska stworzyła interesującą, pewną siebie, inteligentną pannę, która potrafi łatwo zjednać sobie czytelnika. W dodatku doskonale zdajemy sobie sprawę, że pomimo całej swej odwagi i determinacji Leontyna zamknięta jest nie tylko w klatce konwenansów i oczekiwań wobec własnej płci, ale także wzrasta w cieniu apodyktycznej matki (również ciekawa i niejednoznaczna postać). Woronin zaś... Ech, niech wystarczy Wam to, że główna postać męska, Aleksander Woronin, przybyły do Warszawy rosyjski policjant, stał się moją literacką miłością i nie jestem w stanie być w jego kwestii obiektywna.
Mamy więc zagadki kryminalne, mamy wątek romantyczny i cudowną pocztówkę Warszawy końca XIX w. Czy jeszcze o czymś zapomniałam? No, tak. Najważniejsze. Przyjemna, wciągająca historia na długie zimowe wieczory, kiedy ogrzewamy się kubkiem herbaty, kaszmirowym swetrem i i lekturą, która wywołuje przyspieszony puls i całkowitą, obezwładniającą niemożność odłożenia książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz