„Dygot”
Jakub Małecki
Wydawnictwo SQN
2017
313 stron
„Mówili, że jego matka to wcale nie matka, ale kochanka, którą okrada z młodości, aby w końcu porzucić ją i wziąć sobie nową. Mówili, że ktoś, kto z zewnątrz wygląda tak biało, musi być w środku czarny niczym smoła. Mówili, że ksiądz na jego widok przeżegnał się i uciekł na drugą stronę ulicy. Mówili, że jest ofiarą eksperymentów, które naziści prowadzili w trakcie wojny na więźniach w obozach koncentracyjnych. Mówili, że każdy, kto spróbuje wątroby białego człowieka, będzie żył wiecznie. Mówili, że jego krew ma cudowne właściwości i potrafi leczyć rany. Mówili, że nic nie je i nie pije, bo nie musi. Mówili, że to szatan we własnej osobie.”
Jakub Małecki, który zadebiutował „Dygotem”, odniósł spory sukces i łatwo wypełnił pewną lukę w polskiej literaturze, tuż u boku Olgi Tokarczuk. Autor, który o naszym przaśnym, polskim poletku potrafi pisać w sposób ocierający się o magię i liryzm to prawdziwa, ale tym cenniejsza, rzadkość. Już wkrótce zostanie wydana „Rdza”, więc postanowiłam nadrobić zaległości, jeśli chodzi o dorobek tego pisarza. Bardzo żałuję, że dopiero teraz, ale - jak to mówił klasyk - lepiej późno niż wcale.
Jan Łabendowicz wraz ze swoją żoną w czasie II wojny światowej pracuje dla Niemki – nie wiedzie im się źle, można nawet powiedzieć, że jak na tamte czasy i sytuację w kraju to wiodą dostatnie, spokojne życie. Wojna się jednak kończy, a ich pracodawczyni musi uciekać przed wkraczającą Armią Czerwoną. Jan, który ma ją odwieźć do granicy z Niemcami, ostatecznie pozostawia ją na drodze i ucieka. Frau Eberl, wściekła i rozgoryczona, rzuca na niego klątwę. Wkrótce po tym na świat przychodzi Wiktor, syn Łabendowicza, który jest odmieńcem o śnieżnobiałej skórze i krwistych oczach.
„Dygot” to saga rodzinna, rozgrywająca się na przestrzeni wielu lat – od wybuchu II wojny światowej do czasów współczesnych, powieść łącząca losy dwóch rodzin, Łabendowiczów i Geldów. Ich dzieje przeplatają się ze sobą, pieczętują przez uczucie niezwykłego chłopca, Wiktora, i dziewczyny, która została oszpecona na skutek wybuchu granatu, Emilii. Fabuła rozgrywa się na tle przemian i dramatycznych dziejów Polski, historia ma wpływ na bohaterów, ale to ich losy są tutaj najważniejsze i stanowią pierwszy plan powieści. Postacie są niejednoznaczne, często skrywają tajemnice, mają swoje słabości, każdy przyciąga uwagę, jest wyrazisty, ciekawie wykreowany.
Książka Jakuba Małeckiego dotyka przede wszystkim problemu nietolerancji, braku zrozumienia dla odmienności, innego wyglądu czy zachowania. Tym bardziej, że akcja toczy się w małej miejscowości, gdzie mieszkają ludzie o ograniczonych horyzontach, którzy wierzą w zabobony i przesądy, dla których nie ma kolorów pośrednich między bielą a czernią, a dla własnych przekonań gotowi są dopuścić się najgorszej zbrodni. W takiej społeczności przychodzi na świat albinos, chłopiec, który przez swoją odmienność musiał od najmłodszych lat borykać się z brakiem zrozumienia, jawną agresją, wcielonym złem. To bolesna, poruszająca historia, na którą nie można być obojętnym.
Autor po mistrzowsku wymieszał ze sobą wiele gatunków, w niezwykle udany sposób przeplata się folklor z nowoczesnością, wierzenia i zabobony z historycznymi faktami, magię i liryzm z przaśną, czasami nawet wulgarną rzeczywistością. To robi wrażenie na czytelniku nie mniejsze niż sama fabuła. Powieść mami, wciąga i odurza, ukazuje świat w całej jego brzydocie i występku, ale zostawia też trochę miejsca na urzekające piękno, na miłość i nadzieję. Książka jest realistyczna, czasami naprawdę mocna i brutalna, jednak z drugiej strony znaleźć tu można klątwy, drobne, cudowne zdarzenia. Ogromnie mnie to urzeka i zachęca do tego, by po tak udanym debiucie przeczytać kolejne powieści Małeckiego - „Ślady”, a następnie „Rdzę”, której premiera już wkrótce.
Jeśli więc do tej pory nie przeczytaliście „Dygotu”, a jesteście wyjątkowo łasi na taką literaturę to zapewniam, że będzie to dla Was fascynująca lektura, powodująca wewnętrzne drżenie, dygot i poruszenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz